Rheinfall i jego różne oblicza

Ile razy wstając rano z łóżka, widząc za oknem deszczową, pochmurną aurę mieliście ochotę z powrotem wskoczyć pod kołdrę? Zwłaszcza jeśli był to jesienny, niedzielny poranek, a na dworze było nie więcej niż 10 stopni... Brrr... brzmi jak idealny wstęp do zapakowania się pod kocyk, odpalenia Netflixa i spędzenia całego dnia na kanapie. O tak, takie dni z pewnością zdarzają się każdemu i od czasu do czasu są wręcz wskazane! Niewiele brakowało, żeby tak właśnie wyglądała nasza ubiegła niedziela, ale pomimo wczesnej pory i niezachęcającej pogody postanowiliśmy odczarować ten typowo listopadowy nastrój. 

Mówi się, że nie ma czegoś takiego jak zła pogoda, jest tylko złe nastawienie... no i ewentualnie źle dobrana odzież... ;) Podpisujemy się pod tym obiema rękami! Humory na szczęście dopisywały od rana, zatem zostało nam tylko ciepło się ubrać, wziąć parasolkę... (o której, jak się później okazało niestety zapomnieliśmy... :D ) i ruszyć w drogę!

Mamy takie miejsce, całkiem niedaleko, bo jakieś 30 km od domu, do którego bardzo lubimy wracać. Bywamy tam niemal za każdym razem, kiedy mamy gości, ponieważ naszym zdaniem jest to absolutnie obowiązkowy punkt zwiedzania Szwajcarii. Mimo, iż byliśmy tam niezliczoną ilość razy, jeszcze nie zdążył nam się znudzić i szczerze mówiąc, nie zapowiada się, żeby tak się kiedyś stało. Mowa o Rheinfall, największym pod względem przepływu wody wodospadzie w Europie. Brzmi nieźle, ale na żywo robi jeszcze większe wrażenie. Z całą pewnością najbardziej spektakularnie wygląda latem, kiedy w górach topnieje śnieg i poziom wody w Renie znacznie się podnosi, ale nam podoba się o każdej porze roku. Zimą dodatkową atrakcję stanowi widowiskowe oświetlenie i świąteczne dekoracje.

W połowie listopada, kiedy liście w większości już opadły, a te które ostatkiem sił trzymają się jeszcze drzew nie stanowią już ozdoby, wszystko wygląda nieco przygnębiająco. Kiedy szaro - buro - nijaka aura wkrada się w codzienność trzeba się namęczyć, żeby odnaleźć w niej coś pozytywnego. Myślę jednak, że nam się to udało. Pomimo całkowitego braku słońca, długi niedzielny spacer naładował porządnie nasze akumulatory, a dodatkowo stworzył okazję do zrobienia kilku zdjęć.






Dla porównania znalazłam kilka fotek z naszych wcześniejszych wypadów nad Rheinfall. Te zostały zrobione w sierpniu 2011 roku, kiedy to w Szwajcarii byłam jeszcze turystką :) Pora roku i pogoda mają olbrzymi wpływ na wygląd wodospadu i z całą pewnością latem wygląda od dużo bardziej widowiskowo. My jednak uwielbiamy odwiedzać go poza szczytem sezonu turystycznego, kiedy mało kto decyduje się na spacery w jego okolicy.


Od razu rzuca się w oczy ilość wody, której porą letnią jest nieporównywalnie więcej.



Na koniec warto dodać jeszcze kilka praktycznych informacji oraz wskazówek, które sama chciałabym znać wybierając się tam pierwszy raz. Wodospad na rzece Ren można zwiedzić bowiem na różne sposoby. Pierwszy z nich to podjechanie od strony zamku "Laufen" widocznego na zdjęciach, gdzie znajduje się bezpłatny parking. Stamtąd możemy obejść wodospad dookoła, przechodząc m.in. mostem kolejowym z wydzielonymi chodnikami dla pieszych. Po drodze mijamy kilka punktów widokowych, z których można podziwiać Rheinfall.






Ta forma zwiedzania jest całkowicie bezpłatna i gwarantuje spektakularne widoki, jednak osobom, które będą tam po raz pierwszy zdecydowanie polecamy skorzystanie z drugiej opcji, a mianowicie odpłatne wejście przez zamek "Laufen". Koszt wstępu dla osoby dorosłej to 5 CHF (franków szwajcarskich) czyli ok. 20 zł, dla dzieci od 6 do 15 lat - 3 CHF, natomiast najmłodsi wchodzą za darmo. Na miejscu można wykupić również różnego rodzaju rejsy łódkami po Renie. Jest to zarazem jedyna możliwość, aby dostać się do znajdującej się po środku wodospadu skały z punktem widokowym. Należy się jednak liczyć z tym, iż nie wrócimy z tej wyprawy całkiem susi ;) 




Przejście przez teren zamku, na którym dzisiaj znajduje się restauracja oraz schronisko młodzieżowe, umożliwia nam podziwianie wodospadu z bardzo bliskiej odległości oraz przede wszystkim dojście do tzw. "Känzeli" czyli najniższej i najbardziej wysuniętej nad wodę platformy widokowej. Dopiero tam, stojąc na tarasie zawieszonym kilka metrów nad Renem można naprawdę poczuć i zobaczyć olbrzymią potęgę natury. Hałas przepływającej pod nami rzeki jest wręcz ogłuszający, a podejście do balustrady i spojrzenie w dół na przelewające się masy wody sprawia, że nogi same się uginają. Coś pięknego!


Do wodospadu można jeszcze podjechać od prawej strony Renu, gdzie znajduje się malutki zameczek "Wörth" (widoczny na zdjęciu poniżej) również przerobiony na restaurację. Dostęp od tej strony jest co prawda bezpłatny, ale za to przyjeżdżając samochodem musimy skorzystać z płatnego parkingu i nie mamy możliwości wejścia na platformy widokowe. Krótko mówiąc można się tu wybrać na przyjemny spacer, ale naszym zdaniem nie jest to najlepsza forma podziwiania tego spektakularnego wodospadu.


Myślę, że teraz rozumiecie, dlaczego naszym zdaniem jest to miejsce, którego nie może zabraknąć w żadnym planie zwiedzania Szwajcarii. Dajcie znać czy Wam się spodobało i czy sami chcielibyście zobaczyć to cudo natury na żywo :) My z całą pewnością jeszcze nie raz się tam wybierzemy i być może uda nam się zgromadzić jeszcze więcej przydatnych informacji oraz ciekawych zdjęć. Do następnego posta! Pa! 👋

Komentarze

  1. Dobre informacje... ale sprawdzałaś stan wody? Od paru miesięcy sama Gmina informuje, że nie ma czego tam oglądać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz. Pierwsze 3 zdjęcia są z ubiegłej niedzieli :) to prawda, wody jest naprawdę mało, ale w połączeniu z listopadową, mglistą aurą naszym zdaniem wygląda to ciekawie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rocznicowy wypad do St. Anton

Lugano - słoneczna strona Szwajcarii