Lugano - słoneczna strona Szwajcarii

Czy tylko nam się wydaje, że tegoroczna jesień trwa już trochę za długo? Nie mieliśmy nic przeciwko, dopóki rozpieszczała nas wiosennymi temperaturami i złocistymi barwami, ale panująca od dłuższego czasu szarówka, daje się już mocno we znaki. Z utęsknieniem wypatrujemy choć odrobiny śniegu, który odmieniłby nieco tę przygnębiającą aurę, albo przynajmniej większej dawki słońca do podładowania baterii. W ubiegły weekend nie zapowiadało się jednak na żadne z powyższych, tak więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce i wyruszyliśmy na poszukiwanie lepszej pogody!



Chcieliśmy wyskoczyć gdzieś na jedną noc, niezbyt daleko od domu, aby nie stracić większości weekendu na dojazdy. Prognozy pogody dla niemal całej Szwajcarii były jednak bezlitosne - deszcz, deszcz i jeszcze więcej deszczu. Wyjątek stanowił jedynie mały skrawek mapy, a mianowicie niewielka część najbardziej wysuniętego na południe kantonu Ticino. Włoskojęzyczna Szwajcaria, bo o niej mowa, nie raz przychodziła nam już z pomocą, gdy zatęskniliśmy za słońcem. Od reszty kraju oddziela ją bowiem pasmo wysokich gór, za sprawą czego panuje tam zupełnie inny, cieplejszy klimat.



Po przejechaniu na drugą stronę alpejskiego masywu, blisko 17-sto kilometrowym Tunelem Świętego Gotarda, temperatura potrafi różnić się nawet o kilkanaście stopni. Tym razem nie było inaczej. Podczas, gdy w naszym Frauenfeld padał deszcz, a termometr pokazywał kilka kresek powyżej zera, my spacerowaliśmy pod błękitnym niebem, rozkoszując się każdym promieniem słońca.





Spośród wielu przepięknych miejsc, jakie ma do zaoferowania kanton Ticino, zdecydowaliśmy się ponownie odwiedzić Lugano, czyli największe miasto we włoskiej części Szwajcarii. Nie jest to jednak typowa, wielka metropolia, bo to zaledwie 60-tysięczne miasto ma raczej charakter wypoczynkowej, turystycznej miejscowości. Położone malowniczo nad jeziorem o tej samej nazwie i otoczone z każdej strony górami, idealnie nadaje się na weekendowy wypoczynek. Wystarczy oddalić się nieco od centrum i obleganego przez turystów starego miasta, żeby móc w spokoju cieszyć się tym sielankowym krajobrazem.



Wybór na Lugano padł przede wszystkim ze względu na pogodę, ale nie bez znaczenia był również fakt, iż zdecydowaliśmy się na podróż pociągiem. Muszę przyznać, że była to świetna decyzja. Nie dość, że nie staliśmy w korkach, które w kierunku Włoch potrafią być gigantyczne, to jeszcze cała trasa minęła nam zaskakująco szybko, komfortowo i w zasadzie w ogóle nie odczuliśmy przejechanych blisko 300 km.



Kto był w Szwajcarii, ten zapewne wie, że poruszanie się komunikacją miejską bywa tu niekiedy dużo droższe niż jazda samochodem. Warto dlatego wspomnieć, że na dłuższych odcinkach bardzo opłacalną opcją jest skorzystanie z tzw. "Supersaver Ticket", który w zależności od wybranej daty i godziny potrafi być do 70% tańszy od regularnych biletów. Nam udało się znaleźć dogodne połączenie, dzięki czemu za bilety w dwie strony zapłaciliśmy 85, zamiast 228 sFR! Nie jest to mała różnica, a dodam jeszcze, że jest to cena za jeden bilet normalny i jeden ulgowy.




Kolejnym miłym zaskoczeniem tego wyjazdu, był pobyt w hotelu Ibis Budget, oddalonym około kilometr od ścisłego centrum. O ile samą sieć hoteli dobrze znamy i lubimy za prostotę, czystość i to, że praktycznie w każdym zakątku świata wyglądają dokładnie tak samo, o tyle niespodzianką był dołączony do noclegu "Ticino Ticket". Dzięki niemu, podczas naszego pobytu mogliśmy bezpłatnie korzystać z komunikacji miejskiej na terenie całego kantonu, co z uwagi na brak auta, bardzo nam się przydało. Dodatkowo karta ta zapewniała 50% zniżki na transport turystyczny, a także 30% i 20% na kolejki linowe, wejścia do muzeów i na różne wystawy, do zoo, ogrodu botanicznego oraz wiele innych.



Nawet, jeśli nie jesteście wielkimi fanami chodzenia po muzeach, albo tak jak my wolicie inaczej poznawać miasta, to zapewniamy Was, że sama, typowo włoska architektura Lugano oraz jego przepiękne położenie, są wystarczającym powodem, aby tu zawitać.








Oboje nie jesteśmy tym typem turysty, który odhacza każdą pozycję z przewodnika. Będąc gdzieś po raz pierwszy, lubimy zobaczyć, te powiedzmy najważniejsze atrakcje, ale z reguły unikamy zatłoczonych, nierzadko też przereklamowanych miejsc z polecenia TripAdvisor'a. Dużo większą przyjemność sprawia nam zapuszczenie się w mało oblegane rejony, gdzie w spokoju możemy porobić zdjęcia i poczuć klimat miejsca, w które przyjechaliśmy.



W Lugano byliśmy już kilka, jak nie kilkanaście razy, ale każdy dotychczasowy pobyt różnił się od poprzedniego. Tym razem nowością był dla nas chociażby świąteczny klimat miasta, ponieważ po raz pierwszy zawitaliśmy tu na chwilę przed Bożym Narodzeniem. Dzięki temu, zupełnie przypadkiem, mieliśmy okazję zobaczyć i być częścią dość niecodzienne wydarzenia, jakim był motocyklowy zjazd Świętych Mikołajów :D Ciekawy widok, prawda? :)




Zaraz potem znowu uciekliśmy od tłumu ludzi, aby po swojemu nacieszyć się pobytem w tym przepięknym mieście. W tym roku, chyba jeszcze bardziej niż zwykle, nie możemy doczekać się nadchodzących świąt! To pewnie dlatego taką radość sprawiało nam spacerowanie w blasku nastrojowych światełek i bożonarodzeniowych dekoracji.













Przyznaje, dopadła mnie przedświąteczna gorączka... Musiałam mieć zdjęcie z Minionkowym Mikołajem! ;)



Jeśli kiedyś zawitacie w okolice Lugano, to zapewniamy Was, że nie ma złej pory na odwiedzenie tego miasta. Zachwyca tak samo o każdej porze roku! Z całą pewnością możemy stwierdzić, że jest to jedno z najpiękniejszych, szwajcarskich miasto, jakie dotychczas odwiedziliśmy i jestem przekonana, że jeszcze nie raz do niego wrócimy... chociażby dla tego widoku! 💓










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rocznicowy wypad do St. Anton

Rheinfall i jego różne oblicza